Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści -
jest zabronione – objęte prawem autorskim.
~~~~~~~
19 grudnia 2019 r.
Jestem
bardzo zapracowana, choć nie robię zupełnie w domu porządków.
Nie
czuję się jeszcze na siłach, by robić przysiady, wspinać się, czy unosić ręce
do góry.
Musiałam,
co prawda wymienić żarówkę w kuchni i to robiłam w wielkim stresie, bo na
krzesło nie chciałam wchodzić a żarówka, jest tak wysoko, że musiałam wspiąć
się na palce, ale udało się.
Mój
sympatyczny kolega zapytał mnie czy mam już ubraną choinkę.
Powiem,
zatem tak – choinka jest ubrana od zeszłego roku mam taką 1 m wysokości, którą
po Świętach pakuję w duży worek foliowy i wynoszę taką ubraną do schowka za
kominkiem, czasami coś dowieszam do niej, ale w tym roku jeszcze jej nie
rozpakowałam.
Jadę
do Mediolanu, więc nie mam, dla kogo ją rozpakowywać. Dzisiaj leżałam sobie w
łóżku, bo po tym wypadku dużo więcej leżę.
Jeszcze
żebra mnie bolą, czasami bardziej, ale już mogę na trochę położyć się po tej
potłuczonej stronie.
Najgorzej
jest w dalszym ciągu z kaszlem i kichaniem, dlatego jak najmniej wychodzę z
domu, żeby czegoś nie złapać.
❤❤❤
We
Włoszech w każdym razie w Mediolanie pogoda jest znośna, pada deszcz.
Samoloty
latają bez ograniczeń.
Aga
wczoraj leciała do Monachium. Czyli wszystko gra.
20 - 22 grudnia 2019 r.
Mediolan
wyjazd, nie spalam już od 4 rano a z domu wyjechałam o 6. 30. Wkurzona na total,
bo bluzka, która kupiłam w bon prix-ie gniecie się jak wariatka. Jest ładna,
ale wygląda, jak psu z gardła wyciągnięta. Miałam takie plany, że wezmę ją do
kolorowych bluzek z krótkim rękawem. Prosiłam mojego znajomego z Łodzi, żeby
podrzucił mi tą starą, bo ona jest z super materiału zawsze wygląda pięknie.
Niestety napisał mi, że się podle czuje i nie podrzuci mi. No cóż takie życie.
Tak czy siak dojechałam taka wygnieciona do Łodzi taksówką. Tu przemiłe dzięki
dla pana z korporacji Hallo Taxi Pabianice, że nie zdarł ze mnie skóry i był
przemiły, pożyczyliśmy sobie na Święta i było super. Dzień zaczął się
fantastycznie.
W Busie
Modlin też było bardzo fajnie.
Poznałam
bardzo miłego pana, przez całą drogę rozmawialiśmy. Jest większą gadułą niż ja,
zaś, kto mnie zna, wie, że przegadać mnie nie jest łatwo. Gdyby nie on
przejechałabym lotnisko Chopina.
W
rozkosznym nastroju poszłam do odprawy.
No
i żebym nie była zbyt szczęśliwa celnicy zrobili mi totalny kipisz w bagażu.
To
zresztą moja wina, – bo mam taki mały nożyk do jabłek i nie wiem, jakim cudem
włożyłam go do kosmetyczki. „Ma pani nóż”, pokazało prześwietlenie – nie
możliwe niech pani szuka no i oczywiście wszystko mi przeszukali nóż do jabłek
straciłam, a był taki dobry, bo tępy.
Rano, gdy jestem nieprzytomna nigdy się
nim nie zarżnęłam. Oczywiście jak pech to pech. Pakowałam te wszystkie klamoty
tak długo, że mało mnie nie aresztowali. Do tego piorun wie gdzie odpadły mi 2 kółka z 5 od walizki i myślałam, że będę musiała ją nosić, ale udało mi się ją zreperować
podręcznym drucikiem od wałka do włosów, których mi na szczęście nie
zarekwirowali. Upocona pół przytomna po godzinie ponownego pakowania
wszystkiego w zielonych szpitalnych kapciach, bo buty też kazali mi zdjąć a
miałam takie odjechane pluszowe skarpetki w kolorze kamizelek odblaskowych, że
nawet panu celnikowi się podobały.
Już myślałam, że też mi je zarekwirują.
Jednak nie udało się.
Straciłam
jeszcze balsam do ciała dobrej firmy Ferroche, bo był w opakowaniu 150 zamiast
100 a wiozłam go Adze, jako prezent. Dobrze, że chociaż wszystkie kabelki od
elektroniki zabrałam. Później jeszcze przy bramce do samolotu stanęłam nie w tej,
co trzeba kolejce. Cukier mi spadł, do 90 więc zjadłam kanapkę.
Babsztyl jakiś
kłótliwy indyczył się, że chcę stanąć w tej właściwej przed nią.
Tak się kłóciła,
że prawie resztki włosów jej wypadły i wyglądała jak wyskubany indyczy irokez
szykowany na Wigilijny stół.
Nie udało jej się mnie sprowokować nic się nie
odzywałam, miała rację, ze za gapowe się płaci.
Najgorsze było, że taką małą Japoneczkę
tak wkurzyła, że dziecko przez pół godziny ryczało w samolocie, jakby je ze
skóry obdzierali. Tu dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli z bagażem, bo trzeba
było najpierw pokonać 50 stopni w dół po schodach a później jeszcze 20 w górę
do samolotu.
Okazuje się, że dźwiganie walizki mocno nadwyrężało moje chore
żebra. Okazuje się też, że są dobrzy ludzie. Nawet jakiś młody francuz mi pomógł a
później młoda dziewczyna słoneczko kochane. Podziękowałam obojgu najładniej jak
umiałam. Francuz chyba nie zrozumiał, ale uśmiechał się uroczo.
Jak schodziłam po tych
schodach z tą walizką i plecakiem, to taka myśl mi się wykluła ”Starsza pani
musi fiknąć” i wtedy zjawił się ten Francuz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam