Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
3 kwietnia 2017
W domu
mam mnóstwo pracy.
W pokojach
jest jeszcze zimno, więc nie mogę się forsować z pracami, żeby się nie
przeziębić, ale piorę wycieram kurze w kątach, robię to, czego najbardziej nie
lubię.
Dzwonił
Tymon mówił, że ma do umycia 12 okien na wsi.
Poradziłam
mu żeby poszukał kobiety, która mu to zrobi za pieniądze, tak robi mój drugi
kolega, który też zresztą zadzwonił zapytać jak się mam.
Głupio
mi, bo niechcący malując oczy sprzątnęłam jego 2 długopisy z moimi kredkami do
oczu.
Będę
musiała pamiętać, żeby mu odwieść jak znowu będę w Warszawie.
Jak to
się stało nie mam pojęcia – zwykle to ja coś zostawiam, tym razem stało się
odwrotnie.
~~~~~~~~~~~~~~
G.
Bardzo mnie zbeształ jeszcze w Warszawie, że mam za wysoki cukier i nic sobie z
tego nie robię.
Muszę
faktycznie iść do lekarza i dowiedzieć się czy lekarz coś z tym zrobi. Jak znam
lekarzy to nie sądzę.
Wiem,
że powinnam bardziej dostosować dietę do cukrzycy.
Niestety
tu jestem niekonsekwentna, mogę zrezygnować, ze słodyczy, ale owoce po prostu
uwielbiam i bardzo ciężko mi z nich zrezygnować.
Zjadam
dziennie jedno jabłko – a teraz jem mrożone truskawki. Kupiłam pół kilo
zamroziłam i jem po 5 przed snem.
Z
truskawkami mam takie fantazje. Wydaje mi się, że będzie mnie nimi karmił mężczyzna,
który mnie pokocha.
Fantazja?
Nierealna, bo kto teraz pokocha.
Teraz
już miłości nie ma obok mnie. Ci, którzy chcieliby może pokochać – ja do nich
kompletnie nic nie czuję.
Ci,
których mogłabym pokochać, nie są już zainteresowani uczuciami – proza życia
jest przerażająca.
Trzeba
żyć realnie i nie fantazjować, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
~~~~~~~~~~~~~~
Z
głębokiego snu wybudził mnie Tymon – jeszcze oczy mi się kleją i jestem ogólnie
rozespana.
Rano o
6 – ej jak brałam tabletkę, to myślałam sobie, że faktycznie ostatnio dużo śpię
i ciągle jestem jakby niewyspana. Łóżko działa na mnie hipnotyzująco, staję się
jakaś osowiała tylko siłą woli zwlekam się na rower i dopiero, gdy mnie owieje
wiosenny wietrzyk nabieram chęci do życia.
To smutne,
ale ja tej wiosny straciłam animusz.
Chętnie pomagam innym jak trzeba, ale jak nie
trzeba gasnę, może to już kres moich poczynań na tym padole nadchodzi – sama nie
wiem, nic mnie jakoś nie cieszy.
Powinnam
się ogarnąć a jakoś mi się nie chce.
Martwi
mnie to, bo chyba straciłam wiarę w człowieka, ogólnie rzecz ujmując. Każdy, z
kim ostatnio przebywałam miał jakiś interes, brakowało mi poczucia
bezinteresowności i zwyczajnej ludzkiej empatii. Interes się kończył i kończą
się relacje. Jeszcze do siebie dzwonimy, ale mamy sobie coraz mniej do
powiedzenia.
Ktoś mi niedawno powiedział, że mamy mało czasu i powinniśmy
czerpać radość z każdej chwili póki możemy.
Tylko czy to znowu nie jest to
jakiś interes z tą radością.
Czuję
się jak ta cytryna, z której się wyciska sok. Leżę taka zmiętolona – już właściwie
zużyta, ale nie do końca, gęba krzywi się na sam widok, teraz nawet apetytu
brak, trzeba, by wyrzucić do śmieci, ale jakoś nie wiadomo jak.
Ech
życie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam