środa, 18 października 2017

Wkurzona totalnie.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
18 października 2017
~~~~~~~~~~~~~
Już dawno tak się nie wkurzyłam.
Pojechałam do lekarza, bo ostatni raz byłam w marcu, więc pomyślałam, że najwyższy czas zrobić sobie badania - w końcu cukrzyca jest chorobą postępującą i powinno się ją kontrolować. 
W recepcji zapytałam, jaki jest najbliższy termin do diabetologa.
Okazało się, że na 28 listopada. 
Zamówiłam wizytę, ale pomyślałam, że chyba pójdę do mojej lekarki.
Ona zawsze była przyjazna, choć może czasami panikowała niepotrzebnie - do 28 listopada jest szmat czasu. 
Okazało się, że mogę być przyjęta o 12 dzisiaj. 
Ucieszyłam się tym bardziej, że była za 20 12 ta. 
Stojąc przy ladzie recepcji zauważyłam, że właśnie wchodzi moja lekarka. 
Coś mi odwaliło i pierwsza jej się ukłoniłam. 
Była w ciemnych okularach i kraciastym czerwono jakimś tam paletku. 
Przeszła obok mnie jakby była w letargu i nie odpowiedziała mi. Poczułam się fatalnie jak lizus w szkole. 
Co mi strzeliło do głowy, żeby jej się kłaniać jest młodsza ode mnie o jakieś 18 lat i w końcu to ona wchodziła do przychodni. 
Pomyślałam sobie masz za swoje wariatko, – po co się wyrywasz. Zaraz później moja empatyczna dusza usprawiedliwiła ją „ może, ktoś jej umarł”. 
Hmm… tak wtedy pomyślałam, ale teraz przyszło mi do głowy analizując jej dalsze zachowanie zaczęłam zastanawiać się czy nie była naćpana – pijana nie, bo bym poczuła, mam ostrego nosa na alkohol. 
Gdy przyszłam pod gabinet zauważyłam kluczyk w drzwiach jej gabinetu. 
Zapukałam, niestety nie usłyszałam nic – jestem trochę głucha po tym jak armatą strzelili mi w odległości 3 metrów od ucha. 
Delikatnie zajrzałam, pani doktor wkurzona powiedziała, że poprosi mnie jak będę mogła wejść. 
Byłam pierwsza w kolejce, ale tam już ktoś siedział. 
Później wyszła niosąc znowu głowę w chmurach, jakby osa ugryzła ją w tyłek. 
Zniknęła bez słowa a już zeszło się do niej 4 panów. 
Wróciła w końcu i poprosiła mnie żebym weszła. 
Oczywiście zaczęłam od tego, że skończyły mi się leki. 
I do tego momentu wszystko było mniej więcej ok. 
Jednak poprosiłam o badania, bo z doświadczenia wiem, że trzeba o to prosić. 
Lekarka dostała furii, powiedziała, że po za stężeniem hemoglobiny glikowanej, innego badania mi nie przepisze. Dostała wytyczne, że chore osoby mają prawo do badań raz w roku a ja miałam robione badania w marcu, więc już nic mi się nie należy. 
Mogę sobie zrobić prywatnie. Jakbym była zdrowa, to należą mi się badania raz na 5 lat. 
Mówiła to wszystko z takim zacietrzewieniem, że kompletnie nie wiedziałam jak się zachować i kto ją tak nakręcił. 
Czułam normalnie, że wyżywała się na mnie. 
Nie wiem, co mam robić tak mnie wkurzyła, że chyba dowiem się od lekarza - mam w rodzinie czy to, co mówi jest prawdą. 
Jak tak - będę musiała skserować, wszystkie moje badania z karty lekarskiej i chyba odejść z tej przychodni. 
Nigdy nie lubiłam chodzić do lekarzy, ale teraz jestem totalnie rozwalona i nie wiem, co robić. 
Na prywatne leczenie chyba mnie nie stać.
Muszę sobie zrobić coś dla poprawienia humoru.
Kupiłam nową gofrownicę za 36 zł szkoda, bo miałabym na ¼ prywatnej wizyty u lekarza.


CHRUPIĄCE GOFRY
Składniki:
½ szklanki mąki pszennej
½ łyżeczki proszku do pieczenia
½ łyżeczki stevi /opcjonalnie/
½ szklanki mleka
łyżka oleju
1 żółtko
1 białka
Szczypta soli
Olej do wysmarowania gofrownicy
Zmniejszyłam proporcje aby były dla 1 osoby

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga