Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści
– jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/
mnie mój 2 blog
Rozdział 73
˜˜”*°•◕❤◕•°*”˜˜
~~~~~~~
Dzisiaj totalne
lenistwo, pojechałam rowerem do sklepu, kupiłam chlebek i szyneczkę i
polędwiczkę i masełko.
Wygrzebałam wśród wakacyjnych nowości torbę ma
kółkach taką sporą, że mogłabym się jakoś w nią spakować może nawet na 3
tygodnie + laptop.
Do tego jest czerwona a
ja już mam czerwoną na ramię fotograficzną, więc będzie komplet.
Super!!!
~~~~~~~
Prawda jest taka, że
wolałabym może…, – dobra Baśka nie kombinuj, bo znów zakraczesz i nie
pojedziesz nigdzie, tylko torba Ci zostanie, jako pamiątka po nieudanych
tegorocznych wyjazdach.
Ja mam pecha taka jest
prawda jak się już nastawię ucieszę i porobię plany, mój los dochodzi do
wniosku, że skoro ja umiem sobie tak ładnie wszystko poukładać w myślach…..
Wyobrazić każdy spacer,
czuję czasami nawet jak trzymamy się za rękę.
W Szczecinie to raczej
nie, bo to było i będzie tylko czyste koleżeństwo – wtedy mój LOS dochodzi do
wniosku, że trzeba dogodzić komuś innemu, kto jest biedniejszy, gdyż nie ma za
grosz wyobraźni i sobie tego wszystkiego nie wymarzy.
~~~~~~~
Jak o tym myślę ile
razy w życiu - „mój los” wykręcał mi taki numer to logicznie rozumując nie może
to być „mój prawdziwy los” nie „mój”.
Ktoś mi zwyczajnie
chyba podpierniczył „mój” jak się zamyśliłam, rozmarzyłam i podrzucił mi swój
trefny, garbaty, kulawy i jąkający się - ślepy i głuchy na szczęście, bo
czasami przeoczy jakiś fajny moment, czasami nie dosłyszy, jak gołąbek mi
grucha do uszka czułe słówka – ten kaleki los.
Czasami nie pokrzyżuje mi planów i jak się one
już rozkręcą, to wtedy pewnie zwala mnie z nóg, że lecę jak długa na płyty
chodnika, jak wtedy na dworcu, bym walnęła się w łeb i zastanowiła czy warto w
to wchodzić.
~~~~~~~
Jestem niepoprawną
romantyczką, więc wywinę się zawsze jakoś, bo nie na rękę mi takie przywołanie
z marzeń do realności i wtedy zamiast walnąć się w łeb, ucierpi moja ręka. Co
nie zmienia faktu, że nie przyjmuję do wiadomości, że mam przestać marzyć, bo
marzenie przecież jest takie, PIĘKNE, nawet, jeśli czasem trzeba ponosić tego
bolesne konsekwencje.
~~~~~~~
Ech teraz, gdy jestem
sama zastanawiam się, czy gdy piszę te słowa to też marzę, czy przestaję marzyć
tylko wówczas, gdy ktoś boleśnie ściągnie mnie z chmur na ziemię i radzi mi,
bym miała dystans do siebie.
Pamiętam jak kiedyś
dawno napisałam wiersz.
Sens był taki, że
prosiłam tego, który mnie zranił -by nie robił tego nigdy, nigdy więcej.
Prosiłam, choć miałam w
tych marzeniach świadomość, że tego nie tylko nie słyszał, ale nawet nie był w
stanie wyobrazić sobie, że to, co mi robi, może kogokolwiek boleć.
~~~~~~~
Oni są tak naprawdę
anonimowi, nie mają twarzy, powłoki, empatii, nie ma w nich duchowości.
Żyją w swym realnym
świecie i obliczają koszty własnych i cudzych porażek i chodzi im przede
wszystkim o to by bilans był na ich korzyść.
Nie ważne ile tracą
chodzi o to by inni nie stracili mniej, bo wtedy wyjdą na fajtłapy.
To zaś dla realistów
najgorsze oszczerstwo, największe upodlenie, schiza, która może ich towarzysko zabić.
~~~~~~~
Gdzie ja mam ten
wiersz? Wtedy tak bolało, że chciałam umrzeć pogrążyć się w marzeniach i już
nie wracać.
W tych marzeniach
siedziałam o zachodzie pod starą rybacką łodzią bodajże w Dziwnowie, który
znałam z dzieciństwa jeszcze taki dziki, taki przaśny, bez sklepików z
pamiątkami, ze starym cmentarzem na drodze do szkoły z wysypiskiem śmieci, na
którym można było znaleźć parcelowanego anioła z utrąconą aureolą, ale za to z
cudnymi nienaruszonymi przez ząb czasu skrzydłami.
Z plażą, na którą nie wiedzieć,
czemu przylatywały motyle. Siedziałam na tej plaży z długimi do pasa hodowanymi
przez 6 lat włosami, z których morska bryza robiła pajęczą sieć oplatającą
łódź.
Popłynęłam w marzeniach
wiedziałam, że będą piękne – niestety nic z nich nie wyszło, bo Dziwnów, do
którego przyjechałam był zupełne inny.
Snuli się po plaży wytatuowani
faceci z trupimi czaszkami na bicepsach i włosy zamokły od łez i bryza ich nie
rozwiewała i sukienka, była za prześwitująca, by ją założyć nie wzbudzając
śmiechu tłustych babć, wciskających wnukom drożdżówki oblepione osami.
Marzenia szlag trafił.
Tylko ten wiersz, co
dzisiaj gdzieś się ukrył pozostał, jako wspomnienia.
~~~~~~~
To było 7 lat temu.
Niektórzy mówią, że marzenia nie sprawdzają się, co 7 lat. Moje na szczęście
nie sprawdzają się ciągle, więc może raz na 7 lat się sprawdzą i pojadę
gdziekolwiek a resztę sobie wymarzę.
Wracając do realizmu
dnia powszedniego, to dziś na obiad z Szabajem zjedliśmy kotlety wołowe z
ziołami, ziemniaczkami i surówką z marchewki.
Wcześniej zadzwoniła
A.., troszkę porozmawiałyśmy, przerwał mi tę rozmowę telefon od kogoś, kto
szuka ideału, jakim ja nie jestem – hi, hi. Rozmowa była krótka i zabawna.
~~~~~~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam