Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą
zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
8 - 12
września 2019 r
~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny dzień odkładamy wyjazd.
Pogoda totalnie się
spierniczyła, leje jak z cebra – nie sposób zapakować bagaży.
~~~~~~~~~~~~~~
To było 9, 10 września.
Teraz już jestem w domu. P. jechał super – jest jedynym
jak dotąd kierowcą z którym czuję się w podróży bezpiecznie.
~~~~~~~~~~~~~~
Mieszkania opanowały
pająki, mole i pleśń, szczególnie kuchnię.
Trzeba nastroju, żeby
się z tym uporać.
Co prawda pająki sporo
moli wyłapały w pajęczyny, za co im, dzięki, ale trzeba się zebrać i to
wszystko ogarnąć.
~~~~~~~~~~~~~~
Kwiaty za to przetrwały,
– czyli sprawdziły się korki z Allegro na plastikowe duże butelki - polecam.
~~~~~~~~~~~~~~
Smutna
wiadomość, że zamiast schudnąć to przytyłam 3 kg.
Od dzisiaj jestem na
restrykcyjnej diecie, znaczy od obiadu, bo miałam jeszcze z podróży pyszne
frytki i zjadłam je z odrobiną kurczaka na obiad.
Na kolację pół zielonego
jabłka. Druga połówka była na śniadanie..
~~~~~~~~~~~~~~
Byłam już po paski do
mierzenia cukru u lekarki, ona jest boska przyjmuje mnie zawsze bez kolejki.
~~~~~~~~~~~~~~
Pojechałam rowerem w
tych nowych świecących butach i myślałam, że umrę tak bolały mnie stopy. Buty
są okropnie niewygodne – jakieś sztywne.
Pod furtką jak już
wróciłam, myślałam, że zdejmą je i do domu dojdę w skarpetkach i gdyby nie to,
że miałam śliczne nowiutkie skarpetki białe w piękne kwiatki, pewnie bym to
zrobiła.
Muszę chyba zmoczyć je
spirytusem wewnątrz i pochodzić w nich po mieszkaniu. Fajnie świecą się, ale
nie przysłali mi kabla do ładowania a urządzenie jest jakieś dziwne, więc żaden
kabel od ładowania telefonu się nie nadaje.
Nogi bolą mnie jeszcze –
całe nie tylko stopy, chyba, dlatego, że przez ostatnie 15 min. dziwnie chodziłam
z bólu.
Sprawdzałam, czy nie
przysłali mi za małego numeru, choć numer nie jest napisany na butach, to po
przyłożeniu do innych moich sportowych butów, wygląda na to, że numer jest ok.
~~~~~~~~~~~~~~
Teraz wracam na trochę
do Dźwirzyna.
Pomyślałam sobie, że przecież
choretra też mogę sobie po konfabulować, jak by nie było mam już swoje lata i
czemu by nie - mnie też od życia się chyba coś należy, choćby na potrzeby
bloga.
Tak czy inaczej,
stwarzając odpowiedni klimat możemy wkręcić się i innych w zwariowany nastrój.
He, he poszłam robić w
mojej koleżanki pokoju, gdzie mieszkał P. zdjęcia.
Nie chciałam
fotografować jego, tylko raczej takie fragmenty jego ciała, jak np. zarost na
torsie, na tle porzuconych na jej kanapie jeansów.
Był bardzo
niezadowolony, takie minki mu się robiły jak małemu dziecku, gdy mu zabierzesz
zabawkę.
Jeszcze nie płacze a już mu pyszczek tak
dziwnie się porusza. On ciągle robi takie minki do swoich myśli.
To dziwne może ja też
takie robię siebie nie widzę.
~~~~~~~~~~~~~~
Pytałam, czemu nie jest
radosny odpowiedział mi, że jest „zgredziały”. Matko słodka, nie używałam tego
słowa - wiem, co znaczy stetryczały, zestarzały, zgrzybiały, zramolały.
Ech taki niby nie całkiem,
ale już spróchniały grzyb.
A we mnie feromony
buzują, radość normalnie bucha uszami.
Jestem szczęśliwa jak
nie wiem, co. Nie tylko z jego przyjazdu, ale i z tego, że mogę z kimś
normalnym pogadać jak mam na to ochotę.
Czemu tak to jest? Z
tymi nastrojami jedni mają normalnie fisia na resorach a inni kompletnie tracą
zapał do życia.
Może to jego choroby, o
których nie chce mówić.
~~~~~~~~~~~~~~
Mieszkał w pokoju „mojej
znajomej z pracy” powinien samym jej wyperfumowanym oddechem jeszcze w ścianach
poutykanym się radować a on nic tylko taki jakiś nie kompletnie żywy.
Gotowałam mu takie
fantastyczne obiadki
a tu nic go nie cieszy.
Tylko te papierochy
pali na potęgę jak stara lokomotywa.
Ech, szkoda zdrowia,
ale wiem, czym jest nałóg..
Żeby, choć raz całą
gębą się zaśmiał, ale skąd tam - powaga jak cholera. A jednak rozśmieszyłam go
na maxa, bo powiedziałam, że powinien na słońcu założyć okulary słoneczne, bo
mu się zmarszczki porobią.
To go rozwaliło dostał
w końcu ataku śmiechu kompletnie zwariowanego.
~~~~~~~~~~~~~~
Ja mam nowy powód do
zmartwień, bo przestał mi się kciuk u prawej ręki zginać.
Jestem trochę taka
inwalidka, /czy nie w pełni sprawna/.
Najgorzej jest z
krojeniem chleba, muszę uważać, żeby sobie nożem po brzuchu nie przejechać,
albo pozostałych palców nie poucinać.
~~~~~~~~~~~~~~
Współczuję Mary Berry
ona ma całą dłoń uszkodzoną po operacji i musi sobie jakoś radzić. U mnie to
jest po prostu wiek i zmęczenie materiału – lepiej już nie będzie.
~~~~~~~~~~~~~~
Po powrocie z wakacji
mam tys., złotych długu muszę teraz żyć oszczędnie, żeby go zlikwidować.
Przydałaby się jakaś
lekka praca np. zlecenie na fotografowanie, nie będzie łatwo teraz coś takiego
znaleźć. Trzeba mniej i skromniej jeść – to powinno pozwolić mi wolno pozbyć
się długu. W sumie jak na prawie 4 miesięczny pobyt to i tak ładnie się
wyrobiłam z kasą. Nie ukrywam, że pomogła mi córeczka, prezes K z trzynastką,
fakt, że szumnie się nazywała u mnie to była 1/3 emerytury, ale zawsze to
lepsze niż nic!, no i oczywiście P. on finansował cały pobyt od 1 września i podróż.
Wszystkim serdecznie dziękuję za hojność.
Basiu, fajnie, że jesteś naładowana pozytywną energią, tylko szkoda że nie miałaś jej z kim dzielić. Te 4 m-ce bardzo przeleciały. Jesien, zima, wiosna też powinny przelecieć szybko i znowu za rok gdzies pojedziesz. Oby tylko Ci zdrowko dopisywalo. Twoj sztywny kciuk, nie da sie leczyc? Pozdrawiam. Buziaki. Ania /magnolia/
OdpowiedzUsuńAniu tak to jest jak Ty czujesz bluesa to inni patrzą na ciebie jak na oszołoma. Nie znalazłam jeszcze mężczyzny, któremu podobnie w duszy, by grało. Może takiego nie ma. Zaś co do kciuka, to ja go kiedyś jak urządzałam tu mieszkania bardzo sforsowałam, nie mogłam w tej ręce wtedy utrzymać szklanki z kawą, później się poprawiło i co jakiś czas ból i sztywność wracały. Teraz na szczęście prawie nie boli tylko jest sztywny w tym ostatnim paliczku. Może z czasem przejdzie jak ten kręgosłup a może to uroki naszego wieku. Pozdrawiam Cię gorąco.
OdpowiedzUsuń