Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
8 maja
2019 r
~~~~~~~~~~~~~~
Wśród swoich skarbów a mam ich trochę, znalazłam wojskowy żołnierski
worek z armii US.
Jest troszkę zgnieciony i wymaga prania może nawet 2 żeby
odzyskał formę, ale, jest spoko. Właśnie się pierze.
Ma ze 140 cm wzrostu, czyli jest niewiele mniejszy ode mnie, ale
mam leżak na kółkach, więc może dałoby się w razie konieczności transportu na
nim go umieścić.
Tak czy siak spróbuję go odświeżyć.
Nawet jak nic z tego nie wyniknie i nie uda mi się w niego
spakować, klamotów kuchennych, będę miała satysfakcję, że coś zrobiłam dla tego
zabytku.
Ma cudowne grube płótno/wańtuch/, ponoć jest wykonane z konopi.
Jest zapewne trofeum z 2 wojny światowej. Ktoś chyba przyniósł w
nim spadkowe książki dla mnie. Pewnie po jakimś weteranie.
Znana byłam z tego, że chętnie przyjmowałam książki po tych, co
już odeszli. Zawsze lubiłam czytać a przy okazji wpadło mi kilka białych
kruków.
Mam też kompletnie odjazdową kurtkę a’ la wojskową i spodnie
kilka par, co stanowiłoby militarny komplet.
…………………….
Teraz przypomniała mi się bardzo zabawna historia.
Chyba w 2000r, gdy już, jako wolna kobieta uwielbiałam chodzić z
koleżankami na tańce do Draceny, poznałam w Internecie pana niby z Łodzi, który
z tego, co pisał wydawał mi się niewyobrażalnym snobem.
Wszystko miał ze znanych firm nawet skarpetki od Prady.
Pisał do mnie, jakie to dla niego ma znaczenie i że pragnąłby
poznać kobietę, która przynajmniej w dbałości o siebie próbowałaby mu dorównać.
On jej w tym pomoże, nawet jak teraz nie jest jeszcze może z
finansowych względów gotowa o siebie odpowiednio zadbać.
Chodzi o to, by była dość rozgarnięta, nie musi nawet znać
języków, choć on jest bywalcem świata i obraca się w bardzo ekskluzywnym
towarzystwie.
Chodzi mu głównie o to by miała długie zadbane włosy w miarę
zgrabną sylwetkę.
Drobne zmiany da się przecież dopracować a i była dość
spolegliwa. Znaczyło to, mniej więcej tyle, że powinna być dostatecznie uległa.
O szczegółach nie chciał pisać dość, że zobaczył moje najnowsze zdjęcie to
z Grecji
z kamerą w krótkich spodenkach i ogromnie się napalił.
……………………………
Miałam wtedy młodszą koleżankę, z którą wymieniałyśmy się doświadczeniami
z różnych Internetowych znajomości.
Chodziło głównie o bezpieczeństwo każdej z nas, byśmy nie
wpakowały się w jakieś poważne kłopoty, bo już wtedy Kalibabków nie brakowało.
Zasada była prosta, nie umawiamy się u siebie, tylko ewentualnie kawiarnia,
przez pierwszy okres wyłącznie w miejscach publicznych i z utajnioną koleżanką
na ewentualnym czacie.
Ona nawet robiła z ukrycia zdjęcia, żeby w razie, czego łatwo
było delikwenta zidentyfikować.
Ten facet jednak drażnił mnie już od początku.
Przypominał mi męża Niny, nadopiekuńczego, choć przemiłego pana, który prasował jej ubrania do pracy i decydował, które majtki miała danego dnia
założyć.
Nina tak się, zeźliła, że odeszła od niego po 25 latach
wspólnego pożycia i już, jako 50 + zaczęła w końcu biegać bez stanika.
…………………………….
Ja byłam wtedy prawie 20 lat młodsza i też nie wyobrażałam
sobie, by mężczyzna miał decydować jak mam się ubierać ile jeść, czy chodzić na
siłownię i etc.
Jednak nie wiem, czemu cholernie chciałam go zobaczyć.
Wpadłyśmy z M na cudowny i iście szatański pomysł.
Miałam się tak przebrać, żeby ów Don Tommasino z Sycylii po
prostu wystraszył się.
Umówiliśmy się w Łodzi na parkingu pod Centralem.
Musiałam wyjechać wcześniej z wielu powodów. Chodziło o to, by
zaparkować dalej – tak by M się nie ujawniła a on nie zobaczył mojego
samochodu.
Jak oczywiście M mnie wystroiła normalnie mało, co nie
posikałyśmy się ze śmiechu.
Miałam długą spódnicę bananówę żółto czarną, podarte na piętach pończochy
takie w prążki brokatową złotą bluzkę z ogromnym dekoltem i karminowym kwiatem
po środku biustu. Dekolt, uwidaczniał pół biustu i stanik pod spodem, tę moja
militarną kurtkę z malunkiem hipisowskim na plecach.
M zdobyła też ogrodowe półbuty,
naszej sąsiadki z oderwaną podeszwą, całkiem jak w piosence Demarczyk i co
najważniejsze sękatą leśną laskę jej sąsiada.
Do tego miałam okulary 5 dioptrii, normalnie nie widziałam przez
nie ani podłogi, ani chodnika na szczęście były takie a’ la lenonki z lekkim
przyciemnieniem czy polaryzacją – już nie pamiętam i z trudem dało się patrzeć
z boku omijając szkła. Jeszcze dzisiaj się śmieję jak sobie przypominam to
szykowanie na randkę. Pamiętam, że wybrałyśmy mój najbardziej znoszony kiedyś
biały stanik i jeszcze go trochę upaćkałyśmy w ogrodzie, żeby nabrał
odpowiedniego sznytu - powiedzmy bezdomnej, Co rusz wyłaził z dekoltu
brokatowej bluzki, co było też zabawne.
Do tego M uczesała moje wówczas cudne włosy w taki babciny
koczek, akwarelami pomalowała delikatnie ciemne i srebrne pasemka, po czym wszystko
oprószyła mąką kartoflaną, też lekko podmalowaną na kurz. Po otrzepaniu włosów
byłam gotowa. Chciała mi jeszcze założyć ludową łowicką chustkę w kwiaty, ale się
nie zgodziłam, powiedziałam wkładam ją do kieszeni i jak mój Don Tommasino się
zjawi będę w nią smarkała.
……………………………………
Byłyśmy 20 min wcześniej. M usiadła na al. Mickiewicza też
przebrana mniej krzykliwie, musiała być za moimi plecami, bo jak na siebie
patrzyłyśmy, dostawałyśmy takiego ataku śmiechu, iż groziło to tym, że możemy
się posikać.
Zapomniałam jeszcze powiedzieć, że naszykowała mi 2 znoszone
reklamówki suchego chleba, żebym karmiła ewentualne ptaszki i przy okazji sobie
podjadała.
Byłam naprawdę niezła w organizowaniu happeningów, robiłam to czasami
z młodzieżą, ale takich jaj nie zrobiłam z siebie jak żyję.
Co się okazało? Ów pan przyjechał z Australii i jest znajomym
mojej sąsiadki za płotu. Oczywiście jak mnie zobaczył natychmiast uciekł, ale M
zrobiła sporo zdjęć wtedy niestety analogowym aparatem i kurczę z tego śmiechu
w domu, niechcący prześwietliłyśmy cały film wkładając go do koreksu. Nigdy
tego nie odżałuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam