poniedziałek, 12 października 2015

Walnięta

            Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 152
˜˜*°°*˜˜
12 października. 
Północ w cudnym domu, gdzie mnóstwo jest pięknych bibelotów i ja w sypialni ze spadzistym dachem. Walnęłam się wczoraj nie źle w łeb i chyba nie było to bez powodu. Dziś boli mnie szyja a że kiedyś, ktoś mi ją całkiem solidnie uszkodził jestem cały czas oszołomiona, choć wcale nie jest to oszołomienie z zachwytu sytuacją wręcz przeciwnie. Czym trudniej mi obracać głową tym dokładniej widzę perspektywy i horyzont za mgłą jakby ukryty. 
Jest cudna złota jesień i marzy mi wypad na zdjęcia. Ale okazuje się, że dalej nie wiele o sobie wiemy i o zdjęciach mogę zapomnieć - teraz już wiem na bank, że zaproszono mnie tu w zgoła innym celu. 
Mój partner od tej przygody ponoć mocno chorował i niejaki lek. med. J P leczy go bardzo skutecznie różnymi terapiami typu – przystawianie pijawek, akupunktura, czy jakieś wlewy magnezu – czy czegoś tam diabli wiedzą, czego. 
~~~~~~~
Miałam dzisiaj sprawdzić się i przeczytać o tych terapiach wszystko, bo jak się okazuje mam niepowtarzalną okazję, doświadczyć na własnej skórze tych wszystkich cudów i jak niewątpliwie sądzę zostać wyleczona ze wszystkiego a przede wszystkim z cukrzycy i innych chorób, o których nawet nie wiem, że zasiedliły się w moim organizmie a co wprawny 77 latek gołym choć nieco nadwyrężonym okiem widzi. 
~~~~~~~
Znaczy wiem jedno nabawiłam się tu pierwszej fobii – mianowicie chodzę zgięta a może nawet przygarbiona, bo boję się, że znów palnę się w łeb, dach w sypialni jest u wezgłowia niski - taki na krasnoludkę. Jestem molestowana więc ciągle zmykam w jakieś kąty i tak to się kończy.
~~~~~~~ 
 Dla pokazania, jaka to jestem ugodowa wypiłam dzisiaj kiszonkę burakową z czosnkiem i nawet mi smakowała, poprosiłam o dokładkę, co niestety spowodowało kilka wizyt w toalecie, na szczęście nigdzie nie wychodziliśmy z domu. Raz na 3 dni wyszliśmy przed bramę i to wszystko.
~~~~~~~
Moja kaczka dziwaczka wypiekła się cudnie przy niedzielnej mszy w radio. 
Od razu przypomniało mi się jak moja już nieżyjąca koleżanka Wacia opowiadała mi jak jeździła na saksy na Sycylię i miała taką złośliwą włoszkę, która puszczała jej Radio Maryja jak ta sprzątała czy gotowała doprowadzając ją tym do szału - ale oczywiście nie mogła jej tego pokazać. Nie z wrodzonego taktu ale nie chciała dać złośnicy satysfakcji. Dziś Wacia nie żyje a jej podopieczna - kto wie.
Ja takie sprawy połykam nawet lepiej niż buraczaną kiszonkę.
~~~~~~~ 
Telewizor ogromny panoramiczny i tylko oglądana jest „jedynka” i programy polityczne w opcji PISu– reszta na krótko tolerowana. 
Jakieś krwiożercze rekiny w oceanie, ale żadnej swobody mimo bardzo wielu kanałów dla mnie nie ma. 
~~~~~~~
Pilot nie należy do mnie, znam to z autopsji z której kiedyś uciekłam. 
Poszłabym do mojego komputera, ale ciągle jeszcze jestem taktowna i szczerze mówiąc czuję się jak śliwka w ekskluzywnym buraczanym kompocie.
~~~~~~~
Widzę, że moje zdjęcia, ani wiersze tym bardziej w tym domu nikogo nie zainteresują. 
Gdy się odzywam próbuję coś o sobie powiedzieć, słyszę takie ciiii z palcem na buzi, bo jakiś ważny PISowiec, albo program histeryczny znaczy historyczny właśnie leci a Mickiewicz to mówił, że buraki są dobre, no może nie o buraka chodziło nie wiem, bo mnie cholera zaczyna brać i wszystkie buraki dla mnie jednakowo wyglądają, choć nie ukrywam, że buraczki zawsze bardzo lubiłam. Swoją drogą taka interpretacja Mickiewicza to dla mnie doprawdy nowość.
"Tam, plącząc strąki w marchwi zielonej warkoczu,
Wysmukły bób obraca na nią tysiąc oczu;
Owdzie podnosi złotą kitę kukuruza;
Gdzieniegdzie otyłego widać brzuch harbuza,
Który od swej łodygi aż w daleką stronę
Wtoczył się jak gość między buraki czerwone”. 
Adam Mickiewicz 
i tylko tyle o burakach z jego poezji pamiętam.
~~~~~~~
Kaczka dziwaczka, mimo, że przesiedziałam pół niedzieli w kuchni, nawet nie zasłużyła na spróbowanie, wylądowała w lodówce a na obiad była twarda jak cholera polędwica, która została zrobiona obok, bo jeszcze trochę a mięso szlag by trafił.
Jednak ja jestem o wiele bardziej wytrzymała, skoro mnie nie trafia. 
~~~~~~~
„Kaczka dziwaczka” Bóg wie czego jej się chce. 
Ma piękny dom w cudnym otoczeniu dostała nawet nie wiem czemu własną sypialnię na wyraźne życzenie a ona jeszcze chciałby, CZEGOŚ więcej. 
Stawia warunki intelektualistka plenerów jej się zachciewa - a nie powinna.
Oj chyba nie raz się w łeb palnęła.
 ~~~~~~~
Nie wiem jak to dalej się potoczy ale stwarzam opory na wielu płaszczyznach. Największy opór na płaszczyźnie poziomej, bo wręcz uważam, że jak inne płaszczyzny są do bani i w pionie nie wychodzą, to nie ma, co do poziomu schodzić.
Poprzednia pani jak się okazało z kotem, która się z tej sypialni wyniosła jak sadzę niedawno, wytrzymała ponoć 4 dni i korzystała cały czas z oferowanych tu przez pana lekarza Jana Pokrywkę zabiegów, ja nie za bardzo daję się namówić, Mogę być odstawiona lada chwila na dworzec autobusowy a dalej mam sobie radzić sama. 
Nie przesadzam, nie znam się na gościnności i dobrej woli uleczenia mnie ze wszystkiego. Sama podejmę odpowiednią decyzję, póki jeszcze fasonu nie tracę.
~~~~~~~
Co zabawne ja dzisiaj miałam cukier ok 150 później nawet 85 a mój znajomy ok. 260 mimo tych pijawek i akupunktury wlewek magnezu i dogłębnej irygacji. 
Jestem okropna wiem dziewczyny, wybrzydzam. 
Cieplutko mam specjalnie dla mnie drugi dzień płonie kominek. 
W końcu coś za coś skoro ktoś mi daje tyle życzliwość mogłabym może dać się tym pijawkom użreć parę razy, 
pijawka też musi żyć a mnie korona z głowy by nie spadła.
~~~~~~~
Cholerka teraz przyszło mi do tej walniętej głowy, że jak nie dam im się użreć, to daruję im może 1 dzień życia, bo okazuje się, że jak się najedzą, to są utylizowane - co oczywiście oznacza ich Ostatnią Wieczerzę. Ufff.
~~~~~~~
Niestety mimo całego przepychu, szansy na spokojne i dostatnie a przede wszystkim ciepłe życie zimą nie da się przełknąć tego „buraka” na dłuższą metę.
Są ludzie i „miłośniczki buraków”-  ja do nich nie należę.
Mówcie sobie co chcecie, nigdy nie byłam dziewczyną „z rozkładówki”, znaczy taką co to na kredyt hi, hi zaufania się rozkłada, bo może pan się sprawdzi intelektualnie i pod każdym innym względem.
~~~~~~~
Ci którzy mieli okazję mnie poznać wiedzą o tym dobrze i jestem pewna, że bez względu na wszystko szanują mnie właśnie za to. 
~~~~~~~
Właściciel chaty jest o 11 lat ode mnie starszy.
Odbadałam to, bo nie przyznawał się do tej pory.
Wiek jednak nie jest żadną wadą, podobnie jak uroda u mężczyzny.
Wiadomo jak ktoś jest wyjątkowy, to detale nie grają roli.
Oczywiście pod warunkiem, że ktoś jest wyjątkowy, choćby pod jednym względem.
Nigdy, bym nie przyjechała nawet na najgorętsze zaproszenie, gdyby FACIO, czy FACET, bo mężczyzna tak się nie zachowuje powiedział mi, że potrzebuje „puknąć” jakąś starszą panią, bo taki ma kaprys. 
W zamian zaś za to pozwoli jej mieszkać w swoim luksusowym domu, jak będzie go jeszcze sprzątała, gotowała i pomagała w ogrodzie.
~~~~~~~
Nie będę tu młodym pisała co znaczy „puknąć” przez 77 latka

No cóż, bez bicza lub strzelby nawet powieka nie drgnie a co dopiero mówić o innych sprawach. 
Trzeba też nauczyć wąchać się różnych płynów fizjologicznych i ustrojowych wyziewów - przyjmować to na klatę z piersiami a mnie jakoś  też nie najlepiej to wychodzi.
Szczególnie jak pan jest zapuszczony mimo, tego, że stać go na wszystko.
Dlatego kochane po 50 nie jest łatwo.
Wiadomo trzeba nie raz sobie pod noskiem wyperfumować przymknąć oczy i wykazywać maksimum dobrych chęci.
Wierzcie mi to nie jest łatwe szczególnie jak brakuje z drugiej strony taktu w tym wszystkim.
~~~~~~~
Wróciłam ale Ćd będzie na drugim moim blogu, żeby utrudnić tym zniesmaczonym. Dbam o wszystkie czytelniczki więc teraz popiszę gdzie indziej. Baj, baj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga