Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
12
grudnia 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Pogoda wczoraj była kiepska, znaczy padało
nie mocno, ale taki kapuśniaczek.
Wyszłam kotkom zanieść resztki kiełbaski,
to wiem.
Zostałam w domu sama – sprawy się troszkę
pokomplikowały, odwiedza mnie sąsiad, ale samemu w cudzym domu człowiek czuje
się nieswojo.
Tak, czy siak muszę jeszcze troszkę tu
zostać nie mogę zostawić całego gospodarstwa samopas.
Okolica jest cudna, więc jakby pogoda się
poprawiła, mogę spacerować po okolicy i cieszyć się świeżym powietrzem.
No i pospacerowałam, wiatr fiździł jak
oszalały, przeziębiłam się i mam znowu kaszel i katar.
Rany boskie. Za oknem jakby jezioro się
skropelkowało i wisiało wszędzie mokrym płaszczem otulając wszystko w koło a
później zakwitło wielokrotnymi tęczami, – co za widok?
Dzisiaj znowu ponury dzień, mam na karku
sąsiada ciągle coś wymyśla.
Wczoraj nakarmił mnie racuchami,
tłumaczyłam, że to nie dla mnie, cukier znowu skoczył mi na 305.
Tłumaczenie jest dla zorientowanych, więc
odpuściłam.
Dzisiaj ma być barszcz z grzybami, mam
nadzieję, że nietrującymi, trochę przeraża mnie tutejsza gościnność.
Pewnie wyjadę szybciej, bo chyba dla mnie
ten pobyt przestaje być zdrowy.
Jeszcze kilka dni i trzeba będzie się pakować.
Spontaniczność nie zawsze wychodzi nam na
zdrowie.
Tej sytuacji nie dało się przewidzieć. Około 20 dni odpoczęłam w
ciepełku i spokoju.
Nie musiałam patrzeć na dewastację ogrodu
za oknem miałam tęcze nad jeziorem, kaczki latające kluczem i łabędzia.
Orła nie udało mi się sfilmować – szkoda.
Może jeszcze przez te kilka dni siedzę przy oknie, z którego mam cudny widok na
jezioro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam