Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
15
grudnia 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
No i
widzisz w środku nocy puknięcie do okna mnie obudziło a śpię na 1 piętrze z balkonem.
Chyba
kot z kulawą nogą wdrapał się na balkon, albo ten czarny orzeł.
Fakt
faktem, że mnie coś ze snu wyrwało i zaglądam do kompa a tu czeka na mnie liścik.
13
grudnia w rocznicę grudniową. Pamiętam jak byliśmy wszyscy na imieninach u
Adelajdy mojej ciotki, która nam dziewczynom odradzała alkohol twierdząc, że
damy nie piją, no, co najwyżej, „coby dziubek umoczyć”.
Jej
małżonek patrzył na nią taki zafrasowany i pytał, co roku cichutko, nie
rozumiem duszko, czemu Ty mi jakoś damy nie przypominasz/tu dyskretnie zagryzał
język w moją stronę/, mimo tej surowej dyscypliny alkoholowej i nie tylko.
Zawsze
kończyło się to chichotem, ale tamtego roku wpadł mój ex z wiadomością, że stan
wojenny ogłosili i prosi, aby go nakarmić, bo kto wie, kiedy znowu takie
pyszności zobaczy.
Każdy powód
był dobry, by na tzw. darmową wyżerkę się załapać, ale on taki był od zawsze.
……………………
Pytasz,
co sądzę o wciśnięciu mnie między te wszystkie pudła z różnymi prezentami
sprzed lat w te Święta.
Powiem
Ci szczerze, jak ktoś puka do mnie o 3 w nocy 13 grudnia….,
Jakiś
duch czy zabłąkany topielec sprzed lat z Wicka, to jak już znajdę się w domu,
nigdzie nie będzie chciało mi się ruszyć tym bardziej, że już moje plany na te
Święta i Sylwestra szlag trafił a w cudowne „zbiegi okoliczności” nie bardzo wierzę.
Może
raczej na Jajkowe Święta jak kanapę opróżnisz z tych różnych ważnych gratów.
Niby
żyję na walizach, ale nie wyobrażam sobie spania obok kanapy gościnnej, między
pudłami, choćby najelegantszymi.
Zaś do
wspólnego spania się nie nadaję, bo kopię po nocach jak młody źrebak, hi, hi.
Na własnej
kanapie też mam Sajgon, po tym ostatnim pakowaniu.
Rozumiem
innego bliźniaka, one mają wszędzie w życiu Sajgon. Wszystko dzieje się z dnia
na dzień.
Idę
dokończyć senne mary, bo oczka mi się kleją.
…………………
Nowy dzień
i nowe problemy – za oknem pada śnieg.
Napisałeś
kolejny list a w nim domniemujesz, że jakiś „lokalny wielbiciel” mógł pukać nocą
w moje okno.
Faktycznie
lokalny wielbiciel zagląda tu za dnia, wczoraj nawet wdrapał się po schodach
na piętro i później dyszał jak Brzechwowa Lokomotywa, czas jakiś dopytując mnie
z trudem, o czym marzę na obiad.
Gotuje
mi tu obiady, choć ja wolałabym sama.
Trudno
ponoć to jego niejako codzienny obowiązek.
Nie
narzekam gotuje dobrze, ale to człowiek, który talarka pomidora nie zmarnuje. Wszystkie
resztki zgarnia do przyrządzanych potraw. Dziś zauważyłam, że moczy sałatkę
warzywną, której nie zjadłam jakiś czas temu w wodzie, więc chyba zanosi się na zupę warzywną.
Sama nie wiem jak mój rozklekotany żołądek te eksperymenty znosi.
………………………….
Dzisiaj
wstałam wcześniej na jogę, która mnie tu ratuje przed bezczynnością. Podłoga
jest skrzypiąca, więc w ciągu pobytu owego „lokalnego wielbiciela” nie ćwiczę,
bo gramoliłby się na górę i oglądał moje fanaberie.
„Kobiety
są gorące i mają fanaberie” to jego opinia.
Skąd
się wykluła nie wiem, ale powtarza ją dość często.
Właścicielka domu trochę go rozpuściła i za bardzo się tu szarogęsi, ale to już praktycznie nie mój problem. Ostatnio usłyszałam opinię o sobie "jeszcze się taki nie urodził, co by Basi dogodził". Coś w tym jest -hi, hi jakoś nikt nie bardzo potrafi mi dogodzić i to chyba nie sprawa moich wymagań, ale nieudolności tych coby ewentualnie próbowali.
Właścicielka domu trochę go rozpuściła i za bardzo się tu szarogęsi, ale to już praktycznie nie mój problem. Ostatnio usłyszałam opinię o sobie "jeszcze się taki nie urodził, co by Basi dogodził". Coś w tym jest -hi, hi jakoś nikt nie bardzo potrafi mi dogodzić i to chyba nie sprawa moich wymagań, ale nieudolności tych coby ewentualnie próbowali.
Zostały
mi ostatnie dni do 11- tej aż się pojawi "lokalny" - mam czas dla siebie, gadam sobie ze
sroką, która stuka w okno jak jest głodna i to pukanie o 3-ciej mogło być jej dziełem, bo poprzedniego dnia, nie wyrzuciłam jej resztek ze śniadania.
---------------------
Wczoraj
zanotowałam sobie przepis pani Marzenki na jabłecznik
Składniki:
ok.
1,5 kg winnych jabłek,
cytryna,
mielony
cynamon,
20
dag mąki,
25 dag
kaszy manny,
20 dag
cukru pudru,
cukier
wanilinowy,
czubata
łyżeczka proszku do pieczenia,
15 dag
schłodzonego masła,
masło
i tarta bułka do formy.
1.
Jabłka obierz, zetrzyj na tarce o
dużych oczach.
2.
Skrop sokiem z cytryny, dopraw
cynamonem.
3.
Mąkę wymieszaj z kaszą, cukrem pudrem
i wanilinowym oraz proszkiem do pieczenia.
4.
Prostokątną formę wysmaruj
masłem, wysyp tartą bułką.
5.
Wsyp do niej 1/3 sypkich składników.
6.
Przykryj połową startych jabłek,
połową sypkich składników, pozostałymi jabłkami i resztą sypkich składników.
7.
Wierzch posyp
wiórkami masła.
8.
Piecz 50 minut w
temperaturze 200 stopni C.
9.
Jeszcze ciepłą oprósz
cukrem pudrem i cynamonem.
Spróbuj
upiec sobie na Święta. Ja go zrobię jak tylko wrócę do domu.
Tęsknię już za domem, co znaczy, że nie ma jak w swoim domciu.
Tęsknię już za domem, co znaczy, że nie ma jak w swoim domciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam