czwartek, 23 kwietnia 2015

Warszawskie szaleństwo!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 125
˜˜*°°*˜˜
 23 kwietnia  
~~~~~~~
Zaproszona przez pisarza, warszawiaka, z co najmniej 3 pokoleń, swojego rodzaju erudyty, żeglarza, pieśniarzo-kabareciarza, kawalarza i zatwardziałego kawalera, ze skłonnościami do młodych dziewcząt, malarza, kucharza z wymuszonego życiem wyboru i miłośnika wytrawnych trunków w jednym - dałam się ponieść Warszawskiej fali jak pustej bali szamotanej falami na oceanie życia.
~~~~~~~
Nigdy nie jest tak, żeby na tylu płaszczyznach kolebać się jak w bluesie i do tego wyślizgiwać się z konwenansów jak piskorz – jakieś zadry muszą, być, bo człekiem miota i nie raz wyrżnie w burtę.
Wbrew zaleceniom ochrony gatunków wymierających nie jest objęty żadną ochroną i przez to balansuje bardzo wysoko między 5 piętrem mokotowskiego wieżowca – jachtem na mazurach, procą na parapecie i pistoletem na plastikowe kulki w srebrnym citroenie sam tocząc nierówną i bezlitosną walkę z nadmiarem ptactwa zostawiającym paskudne ślady swojej obecności na jego ulubionym autku czy balkonie, ciekawe jak to ptactwo mazurskie traktuje.
Ta jego agresja wobec ptaków jest jak ćwiek w pustym mózgu i zupełnie rozbieżna z humanizmem jego trzeźwego szlachetnego wnętrza.
~~~~~~~
Po alkoholu budzą się w nim koszmarne cienie, wariackie przemyślenia, jakieś lęki, nocne koszmary i wtedy staje się nieobliczalny, lecz niestety przy moim wypracowanym latami stoickim spokoju dla wszelkiego rodzaju dziwaków i podejrzanych autoramentów popijających nie tylko piwko pewnie już nie pierwsze po prostu w końcu wymięka.
~~~~~~~
Nigdy dotąd nie miałam okazji sprawdzać jak i czy to działa na człowieka z rozkudlonymi przemyśleniami, tak skomplikowanego wewnętrznie i tak podkręconego procentami. Hi, hi gdybym była w innych relacjach i bardziej zadrinkowana może dałabym się wkręcić w tę słowną walkę nie do wygrania – jednak abstynencja również słowna dawała mi nie tylko przewagę, ale i kapitalne efekty łagodzenia potwora.
Zastanawiałam się, czemu człowieka tylu talentów, tak dręczą sprawy, na które przecież, choć bardzo chciałby nie może mieć nawet najmniejszego wpływu.
~~~~~~~
Kawka rozdziobała wieprzowe polędwiczki złożone w torbie foliowej na balkonie, bo lodówka pękała w szwach.
Przyjął to na klatę, ale już kiełkowała mu w głowie chęć odwetu. Zastrzelę, syknął a mnie nagle ogarnęło przerażenie.
~~~~~~~
Miałam plany, co do pobytu w Warszawie, ale on tyle opowiadał o sobie miejscach i ludziach, że zwątpiłam.
Lepiej jest zdać się na niego i pozwolić ponieść się fali jego wspomnień.
Jestem zawsze otwarta na wszelkiego rodzaju propozycje, bo uznaję, że warszawiak wie lepiej, co warto pokazać komuś, kto po latach wpada nagle do stolicy z prowincji.
~~~~~~~
Meteo nie miało dla nas dobrych wieści, zima miała wrócić z deszczem, śniegiem i mrozami.
Ciepłą kurtkę zabrałam schodzone a raczej zjeżdżone sportowe buty w modnym kolorze mięty z brylancikami po bokach, co miało znaczenie, gdyż miały jedyną biżuterię, jaką oprócz koralików do bluzek trzymałam w przegródce nowiutkiej walizki.
Pierwszy dzień upłynął nam na zwiedzaniu mokotowskich jeziorek a właściwie stawów i koników spod Służewca w szalonym wietrze oraz mieszkania - Mareczkowych obrazów własnych i odziedziczonych, tysiąca drobiazgów poutykanych gdzie popadło, zdjęć rodziny, która już odeszła i która ciągle jeszcze ma z nim kontakt i gotowaniu żurku przeze mnie. Na początek postanowiłam pokazać, co potrafię, później już pozwoliłam się gościć.
Mieliśmy też poznać się lepiej, więc On opowiadał a ja słuchałam, bo wbrew pozorom słuchać też potrafię.
~~~~~~~
Dostałam za krótkie łóżko w salonie – dawało mi to pewien niekompletny komfort - uszanowano moje poczucie niezależności, choć jak się później okazało wbrew przekonaniu, że kobiety stworzone są do rodzenia, pichcenia, brodzenia i tłumienia nerwów - może nawet jak nie posłuszne do przeciągania pod kilem.
Jakby ktoś nie wiedział to Kil (niem. Kiel) w nomenklaturze żeglarskiej wzdłużne denne wiązanie szkieletu kadłuba statku, inaczej stępka.
Tak czy inaczej mniej więcej to tyle, co ciągnięcie za rozbrykanym źrebakiem nieposusznej delikwentki i to wszystko po podpisaniu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy.
Nic przyjemnego. Sama sobie się dziwię, że tak spokojnie znosiłam ataki chłopa na niewątpliwie uroczą kobiecość powiewnych racji kobiecej nacji.
Tak czy inaczej, jeśli te ataki obliczone były na sprowokowanie mnie do agresji, spełzły na panewce, – czyli wyprowadzić się z równowagi nie dałam i uśmiechałam się jakby nie trafiały do mnie zaczepki pisarza o bardzo kontrowersyjnych poglądach i cudownym barwnym języku, chyba momentami nie gorszym od Hłaski.
~~~~~~~
Muszę się ociupinę przespać, bo mózg mi się lasuje. To dopiero początek mojej wyprawy. 
Teraz po pierwszej nocy w domu wsiadam na rower, bo bardzo za nim się stęskniłam jadę w las a później kupię sobie smalec, bo ugościł mnie takim smalcem, że znów się w nim zakochałam. 
Jak wrócę napiszę więcej z Warszawskiej przygody, która banalna w żadnym razie nie była.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga