piątek, 24 kwietnia 2015

Pasjonaci!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 125
Ć.dalszy Warszawskiej przygody
˜˜*°°*˜˜
 24 kwietnia  
~~~~~~~
Miałam być oczarowana. 
Wiadomo - oczywiście Warszawą, ale już pyszne jadło, cudowne grejpfrutowe drinki, dla mnie najcieńsze z możliwych, bo wiadomo, że mnie „ne nado”. 
Słuchałam opowiadania zatytułowanego List do Irenki", smarowałam chleb przepysznym smalcem. 
List był zabawny a autor wstawiony, więc gestykulował przy nim zacinał się w pięknych deklamacjach ubarwionych minami z Jasia Fasoli zawieszał się, by podładować jeszcze bardziej nastrój.
Stół był zastawiony różnymi pysznymi kiełbaskami, warzywami i owocami wyczarowanymi sałatkami, ale nic nie przebijało tego fantastycznego smalcu, którego smak zapomniało mi się z powodu nieużywania.
~~~~~~~
Dzisiaj smaży się mój z cebulką, jabłkiem, pieprzem czosnkowym i na koniec wrzucę jeszcze ze 3 pieczarki pokrojone w drobną kosteczkę.
~~~~~~~
Leżałam na salonowej dziecięcej kanapie z podkulonymi nogami a on czytał swoje opowiadania dumny z siebie pokazywał artykuły gazet, gdzie stało czarne na białym, że wygrał kolejny konkurs. 
~~~~~~~
Warszawa nie znosi patosu, zmiesza z błotem każdego, kto zbyt patetycznie w niej się wypowie jakakolwiek nie byłaby ta wypowiedź. Tutejsi ludzie, Ci nieliczni, którzy mieszkają w niej od zawsze, byli tyle razy wdeptywani w błoto, umęczeni, sponiewierani i poniżeni, że dzisiaj ktokolwiek próbowałby do nich mówić w sposób patetyczny spowoduje w nich przekorną zawadiacką minę jak u chłopaka z Brudna czy Ochoty i wyszydzi artystyczny patos, zdrapując go jak ze ściany do gołej kości.
 Autor wielu opowiadań mówił. 
Weź Ewę Demarczyk w Krakowie była honorowana i podziwiana, ale w Warszawie, zj…li ją równo, kładł przy tym dłonie na oczy w geście dziecięcego płaczu, ale jednym okiem tym krzywszym łypał na moją minę, bo nie wiedział jak bardzo może w artystycznym zapędzie się rozpuścić w dosadności sformułowań.
~~~~~~~
Nie zawsze chwytasz podteksty, nie zawsze się śmiejesz, oj trudno Cię rozśmieszyć biadolił. 
Ano padnięta po północy tyci byłam i nie do śmiechu mi na tej przykrótkiej i wąskiej kanapie ze spadkiem w kierunku stołu. Dobrze, ze choć jest się na czym zatrzymać myślałam. Nie pozwalał używać słowa myślałam" - nie rób takich rzeczy jak nie umiesz, zrobisz sobie jeszcze krzywdę. Już to co niby miało być śmieszne, pokazywało jego nieco szowinistyczny stosunek do kobiet.
~~~~~~~
Późne wieczory spędzałam na robieniu porządku w jego komputerze, bo chyba podobnie jak z dziewczynami, używał go chętnie, ale nie bardzo dbał o to, co później z nim się dzieje. 
Nieczyszczony od 10 lat wszystko na pulpicie luzem jak łóżkowy barłóg, nigdy nie defragmentowany ruszał się jak ślimak, na liściu sałaty.
~~~~~~~
Chyba z dziewczynami przynajmniej zaczynał lepiej, bo ja na powitanie dostałam cudne fioletowe frezje, później też się starał, ale był zbyt szczery w tych swoich opowieściach i czasami mówił za dużo a ja wyciągałam bardzo słuszne i oczywiste wnioski przez co robiłam się trudniejsza. 
Lubił śpiewać fragmenty kabaretowych piosenek znał ich tysiące i zaśpiewywał się w zależności od sytuacji w windzie w markecie za kierownicą wszędzie. To nie była dziewczyna łatwa, oj nie łatwa i dlatego potrafiła tę rzecz zagmatwać aż do stopnia nie słychanego” W sumie nie chodziło o łatwość czy nie, ale coraz częściej padało sformułowanie „baba” – całkiem jak mój łódzki lekarz, który kobiet nie cenił a wręcz przeciwnie uważał, je za jedenastą plagę świata.
~~~~~~~
Mareczek uwielbia Agnieszkę Osiecką, była jedyną, której pamięci nie profanował, nie powiedział o niej złego słowa wręcz przeciwnie piał hymny pochwalne przynajmniej raz dziennie. 
Odnosiłam wrażenie, że większym szacunkiem darzył te, których nie udało mu się zaciągnąć do łóżka.
Miałam szansę na pośmiertny szacunek, bo mimo wszystkich zabiegów, połowicznie udało mi się ominąć ten stopień naszego poznawania, choć nie wiem czy nie powinnam przypadkiem jednak żałować. Czasami drażni mnie ta purytanka we mnie, kiedyś taka nie byłam.
~~~~~~~
W ogrodzie zakwitła czereśnia w czasie mojej nieobecności, jakoś wena do dłubania w ziemi nie wróciła do mnie w tym roku, ogród jakoś mnie nie pociąga, przynajmniej na razie. 
Potrzebuję raczej kontaktów z ludźmi nie banalnymi nie prozaicznymi poszukuję ludzi pełnych swoich pasji, pikanterii i muszę się liczyć, że trafię na nawiedzonych dziwaków, czasami nieobliczalnych, czasami histerycznych, bo przecież nie zawsze potrafią okiełznać własną rozbuchaną naturę.
~~~~~~~
Jak przystało na autora licznych opowiadań, opowiadał mi fantastyczne historie np. o zbieraczu złomu, który przy okazji stworzył pod Warszawą muzeum nie tylko motoryzacji a na poparcie swojej opowieści zabrał mnie do niego, gdzie kompletnie odleciałam, bo nie sądziłam, że istnieją takie miejsca, które powstały wysiłkiem jednego tylko człowieka. 
~~~~~~~
Widziałam również i jego/właściciela/ i on sam robił równie duże wrażenie jak eksponaty, które udało mu się zgromadzić. 
Cudem uniknęły przerobienia na żyletki czołgi T-34 i T-85, które grały "Rudego 102" w serialu "Czterej pancerni i pies." 
Uratował je Zbigniew Mikiciuk, właściciel Muzeum Motoryzacji i Techniki w podwarszawskich Otrębusach. 
Dziesięć lat temu zgłosił się do niego człowiek, który prowadził skup złomu z informacją, że ma do sprzedania czołgi. - Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, z przerażeniem stwierdziłem, że są to czołgi z "Czterech Pancernych" - wspomina tamto wydarzenie Zbigniew Mikiciuk. - On chciał sprzedać, ja chciałem kupić, szybko dobiliśmy targu.

Dziś w Otrębusach można oglądać kilka czołgów, które "wcielały się" w rolę "Rudego 102", między innymi ten, który w serialu grał najwięcej. Można go poznać po numerze "36" na wieżyczce. - Bardzo łatwo rozpoznać go na filmie, bo między innymi w scenie z "machniom", gdzie żołnierze zamieniają żabę na scyzoryk, jest zbliżenie na czołg i wyraźnie widać wytłoczony ogromny napis "36" - mówi Zbigniew Mikiciuk. Niestety, ze względów finansowych, nie wszystkie czołgi udało mu się odkupić. Część z nich faktycznie skończyła jako żyletki". Zgromadził też imponującą kolekcję samochodów, rowerów, bicykli, wózków, motorów i innych ciekawych sprzętów.


po prawej Zbigniew Mikiciuk opowiada o swoich zbiorach.
Wchodząc w Internet sprawdziłam, że to nie jedyne takie miejsce – matko słodka jak ja niewiele wiem o ludziach i ich pasjach
To bardzo budujące, bo mam świadomość, że wciąż jeszcze liczy się coś więcej niż "głębokie studnie bezdenne".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga